SATYRYKON LEGNICA 2023 rys. Xiaoqiang Hao (Chiny)
Andrzej Malanowski
Nocą, 2 grudnia 2020 roku zmarł Andrzej Malanowski poeta – debiutował w „Barwach” w 1969 roku, a tomik „Księżycowe konie” wydał w 1977 roku; dziennikarz prasy związkowej – redaktor naczelny „Konstrukcji”, pisma Związku Zawodowego „Budowlani” (1978 – 82) i zastępca redaktora naczelnego pisma OPZZ „Związkowiec – Tygodnik Popularny” (1983 – 1989); wydawca – redaktor w Polskiej Oficynie Wydawniczej „BGW”, w czasach największej jej świetności.
Równocześnie założył własne wydawnictwo Amal Service, które zaznaczyło się na rynku wydawniczym takimi pozycjami jak Antologia „Wielka księga zakochanych” i „Wielka księga erotyki”.
Od początku nowego wieku związał się ze spółdzielczością bankową. Redagował dwutygodnik banków spółdzielczych „Miedzy Nami” (2004 r.), pisywał do „Głosu Banków Spółdzielczych”, pod jego redakcją powstała „Złota księga Banków Spółdzielczych”. Gdy wspólnie z żoną założyli wydawnictwo Biomal, Które wydaje gazety i biuletyny informacyjne dla licznych banków spółdzielczych, a także znanych w całym sektorze monografii, współpraca ta rozszerzyła się na kilkaset banków, a przyjazne kontakty na niemal wszystkie, gdzie Andrzeja traktowano jako kompetentnego i życzliwego doradcę.
Nim jednak urodzony 2 stycznia 1949 roku Andrzej został Redaktorem Malanowskim, znanym w warszawskim środowisku dziennikarskim, a także wśród związkowców i spółdzielców-bankowców w całej Polsce, ukończył szkołę w rodzinnym Wolborzu i kontynuował ją gimnazjum męskim w powiatowym Piotrkowie Trybunalskim.
W1964 rodzina przeniosła się do Warszawy, gdzie Andrzej po maturze kilkakrotnie, bez skutku, próbował dostać się do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Podjął więc studia prawnicze na UW, a zainteresowania realizował w kabaretach studenckich. Gdy przedwcześnie zmarł jego ojciec musiał je przerwać i pomóc matce w utrzymaniu rodziny.
Zaczął w 1967 roku od funkcji pomocnika w Drukarni im. Rewolucji Październikowej i piął się powoli po stopniach kariery: w następnym roku był już pełnym robotnikiem w Warszawskich Zakładach Garbarskich, do którego należało „ważenie, mierzenie i zapisywanie produkcji”, co już mogło być pierwszym krokiem do zawodu wykonywanego później przez wiele lat.
W następnym roku był już pracownikiem umysłowym: referentem w Oddziale Wojewódzkim CSZ Budownictwa Mieszkaniowego.
Potem szło jak z płatka. Kolejne dwa lata OHP: Inspektor w Komendzie Wojewódzkiej, a następnie komendant Hufca OHP w Mińsku Mazowieckim.
Lata 1971 -1974 spędza w Kombinacie Przetwórstwa Mięsnego w Warszawie, a następne 1974-1078 w Kombinacie Budownictwa Miejskiego już jako starszy inspektor.
Widać dobrze oceniała do budowlana załoga, bo po ukończeniu zaocznego studium na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW związkowcy budowlańcy powierzają mu do prowadzenia swoją gazetę. I tak poeta, trochę kabareciarz studencki, robotnik i starszy inspektor staje się dziennikarzem i będzie nim do śmierci. Niestety, przedwczesnej.
Formalnie Andrzej Malanowski ze związkami zawodowymi rozstał się po 1989 roku. Ale, gdy pracował w BGW, można go było spotkać na wielu imprezach związkowych, jak z Władkiem Skórko, też byłym pracownikiem OPZZ, sprzedawali tanio dobre książki. Andrzej zawsze znalazł czas, że pomóc w czymś, jeśli to tylko było w jego możliwościach, kolegom związkowcom. Podobne zainteresowanie okazywał bankom spółdzielczym. Wdać poeta Malanowski bardzo serio potraktował rosyjskiego poetę Bułata Okudżawę i dobrze zapamiętał słowa jego piosenki o ruchomych schodach: „gdy naprzód chcesz iść, pamiętaj że masz lewei strony trzymać się”.
Córka Andrzeja, Natalia, tak Go wspomina:
„W jego życiu na pierwszym miejscu ex aequo stały: rodzina przyjaźń i praca.
Nie umiał usiedzieć na miejscu – w epoce koronawirusa wychodził nocą, żeby się nie narażać – ale jeśli nie przeszedł piechotą kilku kilometrów, czuł się źle. Był dobrym kierowcą, przejechał po kraju około 2 milionów kilometrów. Znał niemal całą „Polskę powiatową” – wiedział, gdzie warto coś zwiedzić, gdzie można smacznie zjeść i w którym miejscu”Stoją i suszą”. Z zapartym tchem młodzi słuchali jego opowieści o spotkaniach w SPATiFie, Młodości kabaretowej, „Chmurnej i durnej”. Na poczekaniu układał wierszyki piosenki na dowolny temat i dowolną melodię. Miał piękny, choć nieszkolony głos, a córce zamiast „Kotki dwa” śpiewał „Ten zegar stary” lub arię z Cyrulika Sewilskiego”. Był erudytą, wielbicielem muzyki klasycznej, dobrej literatury. Lubił też dobre kino. W domu nie mogło być cicho – non stop grało radio, odtwarzacz CD albo gramofon.
Zdobywał sobie ludzi piękną polszczyzną, niezrównanym poczuciem humoru, celnymi uwagami i zgrabnymi, nienachalnymi komplementami. Wiernie i zaciekle kibicował trzecioligowemu Ruchowi z Chorzowa.
Będzie jeszcze długo wspominany ze wzruszeniem, z podziwem, jak i z uśmiechem”.
A na koniec przypomnijmy jeden wiersz Andrzeja:
DO PRZYJACIELA
odpocznij-
tobołek przygniata
rozsupłaj ten księżyc
pogadamy
czajnik zgłasza gotowość
zaśpiewa kieliszek
warknie stół; wytresowany
nie miej żalu
żeś strachem na wróble