SATYRYKON LEGNICA 2023 rys. Xiaoqiang Hao (Chiny)
Ewa BONIECKA-BROMKE (ur. 13.02.1934 zm. 2.11.2024)
Znaliśmy się z wczesnych lat sześćdziesiątych w „Kurierze Polskim”, gdzie ja zaczynałem od początków, a Ewa pracowała w dziale kultury. Jej kariera rozkwitła w „Życiu Warszawy”, gdzie zajęła się publicystyką o tematyce zagranicznej.
W dziale zagranicznym ŻW każdy potrzebował codziennego kontaktu z zachodnią prasą, ale dział dostawał tylko po jednym egzemplarzu każdego tytułu. Kto wycinał przydatne sobie artykuły, pozbawiał tej szansy kolegów.
Była połowa lat osiemdziesiątych, kapitalizm już mrugał zza kotary, obiecując dostęp do technologii „za dewizy”. – Trzeba kupić kopiarkę – zdecydowała Ewa i uznała, że uda mi się przekonać o tym naczelnego. Rzeczywiście, Leszek Gontarski, nie protestował. „Kupimy, jak załatwisz z kim trzeba” – powiedział i po paru dniach sprowadził kogoś takiego, pana wcale nie smutnego, choć wiadomo skąd był. Zapewnił mnie, że zezwolenie dostaniemy (bo kopiowanie druków tego wymagało) i że da nam sprzęt do plombowania pomieszczenia z kopiarką, byśmy mogli z niej korzystać zawsze, gdy potrzebna. – Jakie „pomieszczenie z kopiarką”? – zapytałem. – Tu będzie stała, w naszym pokoju. Oddzielnego nie ma w redakcji – powiedziałem. I to był koniec negocjacji.
Badania pokazywały, jak bardzo chcieli wtedy ludzie czytać o zagranicy. Nasz dział miał codziennie kolumnę na dwa artykuły, jeden u góry, drugi na podwał – i dwa komentarze, każdy na pół zewnętrznej szpalty. Na weekend dostawaliśmy prawie dwa razy więcej miejsca. I szedł też wtedy felieton o sprawach zagranicznych. Jeszcześmy byli daleko od NATO, ale wiatry przynosiły nadzieje na zmiany. Wiewiórki opowiadały o polskich szansach na dołączenie do UE. Dodawaliśmy pędu wiatrom, przydawaliśmy wiarygodności wiewiórkom. A Ewa, po doświadczeniu z dwóch zagranicznych placówek korespondenckich, znalazła się w gronie najbardziej znanych publicystów ŻW.
Wiele się później zmieniło w jej życiu prywatnym, co wpłynęło też na tematykę jej publikacji. Pisała o gospodarce, robiła wywiady z jej asami. Była aktywna w klubie łączącym wielu dziennikarzy piszących o zagranicy: Polskim Klubie Publicystów Międzynarodowych
Relacjonowała swoje rozmowy z wybitnymi postaciami ekonomii, kultury, ze zwykłymi ludźmi, z którymi łączyły ją wspólne zainteresowania. Wydała zbiór takich tekstów. Gdy ukazała się ta książka, poprosiła mnie, bym poprowadził spotkanie z czytelnikami w Klubie Księgarza na rynku warszawskiego Starego Miasta. Poczułem się bardzo wyróżniony. Było dużo gości. Wracałem do tego wydarzenia w rozmowach z Ewą, póki mogliśmy się oboje cieszyć takimi i podobnymi wspomnieniami. Lubiliśmy się.
A kopiarka pojawiła się, gdy redakcja ŻW została przeniesiona z Marszałkowskiej 3/5, budynku od zawsze dzielonego przez dziennikarzy na piętrze i drukarzy na parterze, do pobliskiego kina Klub, czyli Klubu Garnizonowego. Tam gazeta przeszła komputeryzację.
Niewiele później przestała się ukazywać. Ewa Boniecka-Bromke pracowała wtedy w redakcji „Sukcesu”, potem w „Warsaw Business Journal”. Ale czuła się ciągle dziennikarką „Życie Warszawy”. Powtórzyła mi to spory czas temu, przy jednej z ostatnich okazji.
Ryszard Bańkowicz