SATYRYKON LEGNICA 2024 rys. Paweł Król "Kadilak"
Dobre teksty polecamy. Książki, komentarze, opinie
Analiza mocy
W kolejnym odcinku smoleńskiady prezes PiS-u odstąpił od zwyczajnej dla siebie techniki insynuacyjnej, tylko wprost stwierdził, że w Smoleńsku Putin zamordował jego brata, który Putinowi przeszkadzał, dlatego musiał zginąć, a pomagał mu Tusk, dążący do osłabienia Polski dla interesu Niemiec. Co udowodnił Antoni. Dlatego Tuska trzeba obalić, by odzyskać silną Polskę i silny naród.
Te baliwernie transmitowały na żywo wszystkie ważne polskie telewizje, przy czym TVN24 tak niefortunnie, że aby wpuścić na antenę Kaczyńskiego, przerwał wpół zdania wypowiedź Izabelli Saryusz-Skąpskiej, córki Andrzeja, który zginął w katastrofie. Mówiła mądre, choć nieco przerażające rzeczy o postępowaniu „Antoniego”, a zamknięcie jej buzi przez dopuszczenie do głosu osoby, która będąc w opozycji wciąż, zdaje się, rządzi Polską odczułem szczególnie boleśnie, bo jej ojca znałem osobiście i bardzo lubiłem. A to, że Kaczyński nadal jest w Polsce najważniejszy, zdaje się nie tylko jemu. Mnie, niestety też.
Wykopki czy siew?
Trwa wymiana szefów ważnych instytucji kultury. W czwartek szef resortu odwołał dyrektorów: Instytutu Pileckiego – Magdalenę Gawin, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej – Radosława Śmigulskiego, Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej – Jana Żaryna. Zapowiedział też odwołanie szefowej Instytutu Polonika – Doroty Janiszewskiej-Jakubiak. Decyzje te oprotestował były minister kultury Piotr Gliński, który w towarzystwie swego byłego zastępcy Jarosława Sellina określił te odwołania bezprawnymi. Nic to, że sam ustanawiał wspomnianych dyrektorów kierując się kryteriami politycznymi i wygodą rządzących. Teraz, zmieniwszy punkt siedzenia, zmienił punkt widzenia i broni zwolnionych przed polityczną nagonką. Tymczasem czas domniemanych wykopków, to czas porządkowania gospodarstwa, o które trzeba zadbać przed siewami.
(Tomasz Miłkowski)
Wychodzenie z bagna
Przy okazji przynajmniej kilku poprzednich wyborów podejrzewaliśmy, że były one niesprawiedliwe: partia rządząca miała swoją telewizję, która zajmowała się obrzydzaniem opozycji i wychwalaniem pod niebiosa kandydatów z władz, jedna z upadłych gwiazd wypytywała jednego z kandydatów, co telewizja może jeszcze zrobić, żeby to on wygrał, za pieniądze podatników urządzano pikniki wyborcze partii rządzących, nieomal rozsypywano pieniądze z helikopterów, psując je przy okazji. No, to wiadomo, że musiało się skończyć tak, że elektorat, dodatkowo skuszony obietnicami kolejnych transferów finansowych, oraz szczęśliwości za życia i po nim, czwórkami maszerował do urn i oddawał głosy za tymi, którzy mu wytłumaczyli, że jest tylko jeden kraj, reprezentowany przez jedną partię, która ma w dodatku nie tylko jedynego, ale najmądrzejszego na świecie wodza. I na tę partię trzeba głosować, bo inaczej przyjdzie Tusk i zabrawszy wszystko, odda to wszystko für Deutschland. Wszystkie przewały finansowe i personalne, wykrywane przez detektywów opozycji były ukrywane, póki się dało, w razie większej wpadki zamiatane pod dywan, prokuratura ręcznie sterowana przez wszechwładnego ministra sprawiedliwości umarzała sprawy przeciwko ludziom partii, a jeśli jakiś gorliwy śledczy sprawę wszczął, to ukręcano jej łeb szybciej, nim prokurator generalny zdążył ukarać nadgorliwca, a kiedy już nie dało się inaczej – pomniejszano znaczenie przekrętów, mówiono, że nie są one nawet aferkami, a poza tym to za poprzednich ośmiu lat, kiedy ONI rządzili, było o wiele gorzej.
Bezbarwnie
Wygląda na to, że mimo lokalnych pojedynków, wybory do samorządu zapowiadają się niemrawo. W mniejszych miejscowościach to nawet nie wybory, bo konkurencja wycięła się sama, nie podejmując próby walki.
Czy to oznaka braku zainteresowania sprawowaniem władzy na szczeblu pośrednim i najniższym, czy też może letniej temperatury wyborczej? Kto wie, skoro nawet sam Prezes wdział ubranko spolegliwego przyjaciela, który każdego rad by do serca przytulić? A może za dużo tej retoryki w rodzaju: nie było jeszcze tak ważnych wyborów, jeśli nie teraz, to kiedy itp., itd., trochę już zużytej i nadużytej. Cóż, demokracja bywa czasem nużąca. Co powiedziawszy – wzywam wszystkich do urn.
(Tomasz Miłkowski)
Skrobanka
Pewno się zdziwicie, ale jestem zdecydowanym przeciwnikiem aborcji. Zdecydowanym, choć nie bezwarunkowym. Jednak nie zawsze tak było. W czasach PRL-u, kiedy to aborcji nie nazywano jeszcze w tak wyszukany sposób, tylko mówiono brutalnie o skrobance, albo eufemistycznie o zabiegu, co zrównywało przerwanie ciąży z wycięciem kurzajki czy, w cięższych przypadkach, z usunięciem ślepej kiszki – uważałem, że człowiek zaczyna żyć dopiero wtedy, kiedy się urodzi. Przedtem jest to po prostu płód, nie wiadomo, co w nim siedzi, czy dziecko, czy potworek, czy nowotwór typu zaśniad groniasty. To tylko zestaw komórek, którego życie jest wciąż tylko swojego rodzaju ewentualnością, która może zakończyć się powstaniem noworodka po dziewięciu miesiącach. Ale też może się wcześniej zakończyć poronieniem, w wyniku którego nie będzie niczego dobrego. Ciekawe, że myślenie tego rodzaju jakoś nie stało mi wtedy w konflikcie z faktem, że sam byłem wcześniakiem.
Niebieski Prus
Obok Złotego Prusa dla dziennikarzy starszych i Zielonego dla młodszych pojawił się Niebieski. Nie wiąże się z wiekiem laureatów, ale ich szczególną pozycją – honoruje dziennikarzy-wydawców, którzy łączą te dwa rodzaje aktywności zawodowej.
Wybór Mirosława Kulisia na pierwszego zdobywcę Niebieskiego Prusa wydaje się więcej niż trafiony. Może tak mi pisać nie wypada, członkowi Kapituły, ale to wielka radość nagradzać dziennikarza, który dzięki własnym wysiłkom, zaskakującym pomysłom i umiejętności pozyskiwania świetnych współpracowników osiągnął tak wiele. Wymyślony przez niego i wydawany od lat tygodnik „Angora” to rynkowy fenomen. Jak prorokuje laudator, Zbigniew Bajka, nawet jeśli prasa papierowa zacznie gasnąć, „Angora” będzie świecić do ostatka.
(Tomasz Miłkowski)
Mianujom mnie…
Jeszcze niedawno, w ubiegłym roku Grażyna Bułka nie mogła przedstawić w gmachu polskiego parlamentu swojego monodramu granego po śląsku „Mianujom mnie Hanka”. Marszałek Witek lakonicznie odparła na prośbę posła Kohuta z Rybnika, że „realizacja przedsięwzięcia nie będzie możliwa”. Wtedy była możliwa jedynie w parlamencie europejskim, ale wraz z nastaniem nowej władzy Grażyna Bułka doczekała się jednak prezentacji w Warszawie. Była to zapowiedź, że sprawa języka śląskiego, jego uznania i dopuszczenia do systemu edukacji ruszy z miejsca. I tak się stało. Koalicja 15 października dogadała się w tej sprawie i po debacie sejmowej projekt ustawy trafił do komisji sejmowej. Brawo ślonska godka!
(Tomasz Miłkowsk)i
Rolnicy obalają rząd Tuska
zy ktoś z Was może zna jakiegoś rolnika? Bo ja mam takie do niego pytanie: jak już uda się wam obalić rząd Tuska i do władzy powróci wasz ukochany PiS (sprawdźcie może dokładnie, kto urządził ten cały bałagan, przeciwko któremu teraz protestujecie) – to co spodziewacie się osiągnąć? Wasze postulaty są z grubsza dwa: zamknięcie granicy z Ukrainą dla ich produktów rolnych i likwidacja narzucanego przez Unię Europejską Zielonego Ładu.
Teatr TVP – ożywczy reset
Nowe kierownictwo Teatru TVP zaczęło odbudowę sceny małego ekranu. Zaczęło się od „murowanych” powtórek dawnych dokonań – zobaczyliśmy wyśmienitą adaptację „Ferdydurke” w reżyserii Macieja Wojtyszki, a zaraz potem majsterski spektakl Izabelli Cywińskiej „Saksofon” wg prozy Wiesława Myśliwskiego z kreacjami wybitnych artystów: Janusza Gajosa i Jerzego Radziwiłowicza. Czekają nas wkrótce telewizyjne przeniesienia „Zapisków z wygnania” z Polonii, wstrząsającego monodramu Krystyny Jandy, musicalu „1989” z Teatru Słowackiego i porażającego spektaklu Mateusza Pakuły wg własnej powieści „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, koprodukcji Łaźni Nowej i Teatru Żeromskiego.
Napisałem w „Przeglądzie”, że Teatr TVP czeka reset. Pomyliłem się: reset już trwa.
(Tomasz Miłkowski)
I więcej nic…
W 1976 roku teatrzyk, do którego pisałem teksty i nawet w nim występowałem, prezentował sztuczkę „Cyganeria z tamtych dni”, a w niej przede wszystkim piosenki z lat międzywojennych. Tuż przed finałem śpiewaliśmy przebój Jerzego Petersburskiego ze słowami Ludwika Starskiego Młodym być i więcej nic. Grałem tam m.in. staruszka, który w tle słów:
„…Najbiedniejszym być, najskromniejszym być, ale mieć przed sobą świat.
Zakochanym być i kochanym być i mieć wciąż dwadzieścia lat…”
staje obok młodziutkich wykonawczyń i odmierza spadające na łyżkę z butelki krople lekarstwa. Ale śmieszne. Nie wiedziałem, co to jest ageizm. Miałem 28 lat. Śpiewająca obok mnie śliczna koleżanka miała lat osiemnaście i szykowała się do matury. Świat choćby z tego powodu wydawał się piękny, choć niełatwy. Towarzysz Edward Gierek niedawno skończył 63 lata, a PRL wchodziła w smugę cienia.