SATYRYKON LEGNICA 2023 rys. Xiaoqiang Hao (Chiny)
Na Foksal błogi spokój…
Każdego dnia, od poniedziałku do piątku, w maleńkim pokoju Komisji Zatrudnienia Dziennikarzy w pałacyku przy Foksal 3/5 tłoczno. Dawno już – na szczęście – minął ten czas kiedy dziennie do komisji przychodziło kilkudziesięciu bezrobotnych. Ludzi pozbawionych pracy, zagubionych, zdawałoby się bez perspektyw życiowych… Tak rozpoczynał się niegdyś mój tekst o bezrobotnych dziennikarzach przychodzących do komisji, [...]
Każdego dnia, od poniedziałku do piątku, w maleńkim pokoju Komisji Zatrudnienia Dziennikarzy w pałacyku przy Foksal 3/5 tłoczno. Dawno już – na szczęście – minął ten czas kiedy dziennie do komisji przychodziło kilkudziesięciu bezrobotnych. Ludzi pozbawionych pracy, zagubionych, zdawałoby się bez perspektyw życiowych…
Tak rozpoczynał się niegdyś mój tekst o bezrobotnych dziennikarzach przychodzących do komisji, a pisany z okazji konferencji naukowej poświęconej transformacji mediów w Polsce, zorganizowanej przez Instytut Dziennikarstwa UW (w: Pięciolecie transformacji mediów (1989 -1994, Dom Wydawniczy Elipsa,1995).
Dziś na Foksal panuje błogi spokój. Nikt nie szuka pracy, nie ma też kolejek w „maleńkim pokoju”. Nie dlatego, że w Warszawie, w Polsce, nie ma bezrobotnych w naszej branży. Są, tylko nikt nie prowadzi statystyki. Dokumenty z historią ludzkich losów, skrzętnie gromadzone przez lata, trzeba było spakować i wcisnąć do ślepej komórki. Bo Komisja – zresztą jak całe Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej, którego większość stanowią dawni byli członkowie SDP – utraciła swój kąt na rzecz służby ochrony, SD RP zaś pałacyk na Foksal. Stało się to m.in. za sprawą niezawisłych sądów w wolnej Polsce! Zwycięzcy przeżywają „radość z odzyskanego śmietnika” – jak to dosadnie wyraziła się pewna prominentna działaczka w swojej triumfalnej wypowiedzi prasowej. I: „…Zatem etycznie, elegancko, zgodnie z prawem, odbierzmy nareszcie to, co do nas należy. A oni niech spróbują funkcjonować w dwóch małych pokoikach, tak jak my to robiliśmy przez 10 lat. Tam się zmieszczą nawet dwa komputery, na których można będzie wystukać skargę do sądu w Strasburgu…”. „Oni” to ponad ośmiotysięczne Stowarzyszenie Dziennikarzy RP. Pełna radość, Schadenfreude!
A dziennikarze dzwonią do dawnej Komisji Zatrudnienia Dziennikarzy łudząc się, że dostaną choćby czasową pracę lub zapomogę, choćby i sto złotych. Czasem – bezradni, jak na początku lat dziewięćdziesiątych – zwracają się tylko o informacje np. gdzie znajdują się ich dokumenty po zlikwidowanej RSW P-K-R, kiedy przestał obowiązywać układ zbiorowy pracy dziennikarzy, jak wreszcie załatwić wcześniejszą emeryturę, bądź z prośbą o wystawienie zaświadczenia o rejestracji w komisji. Zgłaszają się też już ci najmłodsi, którzy niedawno z dyplomami w ręku opuścili mury wyższych uczelni. Otarli się o ściany redakcyjne, nie wytrzymali jednak ciśnienia, czasem brutalnego chamstwa, obowiązującego wewnątrz niektórych instytucji medialnych. – To ich starsi koledzy pilnują swoich biurek.
Cios komisji zadali najpierw przyjaciele. Do SD RP nadeszło pismo z bratniej organizacji – Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, iż organizacja ta nie widzi możliwości dalszej egzystencji wspólnej komisji. Z kolei zaś Ministerstwo Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej, Departament Rynku Pracy skierowało do SD RP urzędniczą epistołę: Nawiązując do pisma z dnia 19.12.03 r. w sprawie przedłużenia upoważnienia do prowadzenia pośrednictwa pracy Departament Rynku Pracy uprzejmie informuje, że regulacje prawne dotyczące prowadzenia w Polsce agencji zatrudnienia zawarte zostały w ustawie o zatrudnieniu i przeciwdziałaniu bezrobociu… Należy zatem założyć agencję pośrednictwa pracy, uzyskać wpis do rejestru agencji zatrudnienia i stosowny certyfikat itd. Na nic się zdały odwoływania, tłumaczenia, że komisja to społeczne ciało, działająca tylko w środowisku i niosąca koleżeńską pomoc.
Trudno pisać swoiste memento o zjawisku, które przez lata funkcjonowało ku pożytkowi środowiska dziennikarskiego i nagle zostało przerwane. Chociaż mam moralne prawo, a nawet obowiązek, wypowiadać się o tej pięknej koleżeńskiej instytucji. Choćby z tego względu, że grubo ponad ćwierć wieku kierowałem nią, a funkcję tę powierzono mi w 1978 roku na VIII walnym zjeździe SDP i ponownie w 1982 roku w SD PRL.
Można rzec, że komisja istniała od zawsze: w trudnych latach sześćdziesiątych dla środowiska dziennikarskiego, i trochę lepszych siedemdziesiątych. W latach osiemdziesiątych, po rozwiązaniu SDP w stanie wojennym, pierwszą czynnością nowo powstałego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej było powołanie do życia właśnie komisji zatrudnienia dziennikarzy! Poszukiwała pracy dla wszystkich bezrobotnych dziennikarzy – zarówno tych, którzy nie zostali zweryfikowani, jak i tych, którzy utracili pracę z różnych przyczyn. Komisja ratowała bez względu na poglądy polityczne podopiecznych. Zresztą w komisji nikt nikogo nie pytał skąd kto przychodzi. Wala Korycka, oficjalnie moja konsultantka, w rzeczywistości z podziemia, potrzebującym organizowała pomoc materialną od sfer charytatywnych, ja nie raz stawałem przed marsowym obliczem różnych bonzów. – Za nieprawomyślne skierowanie.
W marcu 1990 roku, po likwidacji RSW Prasa Książka Ruch oraz po upadku tytułów prasy ludowej i Stronnictwa Demokratycznego, na rynku pracy w całej Polsce znalazło się kilka tysięcy bezrobotnych dziennikarzy – według niepełnych danych blisko dziesięć tysięcy. W samej Warszawie tylko od 1 czerwca do 15 września 1990 roku zarejestrowano w aktach komisji 850 bezrobotnych! Nie lepiej było w następnych latach, chociaż liczba bezrobotnych sukcesywnie malała: setki osób poszło na wcześniejsze emerytury, dla części znaleźliśmy pracę w nowych tytułach; byli również tacy, którym komisja pomogła założyć własne medialne firmy, bowiem – dzięki pieniądzom uzyskanym z RSW jeszcze przed jej likwidacją – organizowaliśmy kursy prowadzenia małych firm, kursy komputerowe, nauki języka angielskiego i inne. Ogółem z tej formy pomocy skorzystało prawie tysiąc osób.
Wielu nowych – lub uwłaszczonych – wydawców brutalnie łamało postanowienia ustawy z 28 grudnia 1989 roku O szczególnych zasadach rozwiązywania z pracownikami stosunków pracy z przyczyn dotyczących zakładu pracy. Musiała więc wkraczać Komisja Zatrudnienia Dziennikarzy. Stąd też trzeba było zacząć stosować metody profesjonalne. Wykorzystując art. 20 innej ustawy (z 29 grudnia 1989 roku), komisja zwróciła się do ministra pracy i polityki socjalnej o upoważnienie do świadczenia usług w zakresie pośrednictwa pracy. Uzyskaliśmy je.
- Ustalono zasady współpracy pomiędzy Komisją i Wojewódzkim Biurem Pracy – pisaliśmy w sprawozdaniu dla dwóch stowarzyszeń: SD RP i SDP. Zawarta została również umowa w sprawie organizowania prac interwencyjnych w komisji, finansowanych przez Rejonowe Biuro Pracy. Pomogliśmy wielu tracącym pracę. Swoim doświadczeniem służyliśmy organizacjom dziennikarskim w całym kraju, zgodnie zresztą z postanowieniami ZG SD RP, iż Komisja Zatrudnienia Dziennikarzy jest ponadregionalna.
Na dziennikarskim rynku pracy od wielu już lat występuje nadmiar „piór dziennikarskich” – uczelnie i różne szkoły medialne corocznie wypuszczają ze swych murów setki absolwentów. Możliwości zaś istniejących redakcji, mimo również powstawania wielości pism internetowych, są ograniczone. Brak natomiast uregulowań prawnych, choćby układu zbiorowego pracy lub o zawodzie dziennikarza, stwarza wiele okazji do swoistej polityki kadrowej: do pracy w niektórych redakcjach przyjmowani ludzie po przeróżnych sprawdzianach. – Oto jedna z warszawskich redakcji ogłosiła konkurs dla dziennikarzy w internetowym wydaniu swojego tytułu. Zgłosiło się kilkaset chętnych, przeważnie absolwentów wyższych uczelni, ale i maturzystów. Konkurs był wieloetapowy – najpierw były infantylne pytania (podobne do tych z talk show), potem rozwiązywano różne łamigłówki i na końcu ważne rozmowy z delikwentami, którzy przebrnęli ten „bigbraderowski” maraton! Przyjęto do pracy kilku. Codziennie zaglądam na witrynę tejże redakcji. Jak był bałagan, tak jest nadal.
Ostatnie lata stworzyły też specyficzny rynek pracy. Redakcje, ze względów oszczędnościowych, nie chcą zatrudniać dziennikarzy na etaty, proponując im – najczęściej – tylko współpracę na umowę o dzieło, albo wyłącznie zatrudnienie na zasadzie „wolnego strzelca”. Zmusza się też dziennikarzy do zakładania własnych firm medialnych, jako warunku nawiązania z redakcją współpracy. Jest to korzystne rozwiązanie dla wydawcy – nie płaci składek ZUS i innych świadczeń. Do tego wybiegu uciekają się też redakcje chcące w „białych rękawiczkach” pozbyć się etatowych dziennikarzy.
*
Na zakończenie chciałoby się powiedzieć, iż w PRL wszystkie sprawy bytowe, zatrudnieniowe, stażu pracy, urlopów regulował układ (a następnie układy) zbiorowy pracy dziennikarzy. Nie chcę jednak ranić uszu „wrażliwców” na skrótowiec PRL. Powołam się na inne lata, międzywojenne. W 1938 roku bardzo różnorodne środowiska dziennikarskie i wydawnicze zjednoczyły się i wypisały najpiękniejszy dokument i zawarły: UKŁAD ZBIOROWY PRACY. Do tego tematu powrócę niebawem.