SATYRYKON LEGNICA 2023 rys. Xiaoqiang Hao (Chiny)
Spółdzielczość po transformacji
Wydawałoby się, że temat związany z historią spółdzielczości* nie wywoła większego zainteresowania, polemik czy emocji. Stało się jednak inaczej: prelekcja poruszyła słuchaczy, z czego zdajemy relację w dużym skrócie.
Prof. Zofia Chyra-Rolicz jest historykiem, wykładowcą w Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, a w Spółdzielczym Instytucie Badawczym przepracowała ponad 20 lat. Była bezpośrednim świadkiem i uczestnikiem zmian, jakie dotknęły polską spółdzielczość w końcu ub. wieku, a ostatecznie spowodowały jej marginalizację w gospodarce wolnorynkowej.
Profesor podkreśliła, że sektor spółdzielczy ogromnie się rozwinął w Polsce Ludowej. Obejmował wszelkie dziedziny wytwórczości i usług, w jego ramach prowadzono szeroką działalność oświatową, społeczno-wychowawczą, wydawniczą, kulturalną. U schyłku PRL istniało 15 tys. spółdzielni zrzeszających ponad 15 mln członków, spółdzielnie zatrudniały prawie dwa miliony pracowników, w tym połowę kobiet, i to zarówno w środowisku miejskim, jak i wiejskim.
Ten dorobek w okresie transformacji został zakwestionowany, ostro skrytykowany, a w konsekwencji radykalnych zmian prawnych – zaprzepaszczony. Antyspółdzielcza „specustawa” rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego z 20 stycznia 1990 r. postawiła w stan likwidacji wszystkie związki spółdzielni, a ich majątek miał zostać podzielony. Spółdzielnie utraciły swój majątek, a ludzie pracę i źródło utrzymania. Zlikwidowano tym samym spółdzielczą lustrację (kontrolę rewidentów), którą miała pełnić państwowa NIK, do czasu odbudowy ponadpodstawowych struktur spółdzielczych. Wielką stratą intelektualną była likwidacja spółdzielczych ośrodków badawczo-rozwojowych razem z ich oddziałami terenowymi i wydawnictwami naukowymi.
Proces likwidowania majątku spółdzielczego trwał latami i był źródłem ogromnych konfliktów. Odbywał się w atmosferze instytucjonalnego chaosu, poczucia niepewności i niesprawiedliwości członków spółdzielni oraz pracowników. Kto mógł, przechodził na emeryturę, wielu dotknęło bezrobocie. Spółdzielnie próbowały organizować się w inny sposób, w innej formule prawnej, by chronić swój majątek. Tworzyły izby gospodarcze, porozumienia, fundacje.
Za co krytykowano spółdzielczość? Twierdzono – co znajdowało odbicie w środkach przekazu – że spółdzielnie stały się biurokratycznymi molochami, oddzielonymi od swoich członków i pracowników. W rezultacie nie mieli oni świadomości, czy pracują w zakładzie spółdzielczym, czy państwowym. Koronny zarzut – przypomniała profesor – polegał na tym, że spółdzielczość nie nadaje się do gospodarki wolnorynkowej, jest reliktem i balastem realnego socjalizmu. Próbowano ją nawet przedstawiać jako organizację niemal przestępczą, mafijną, której majątek pochodził ze złego źródła, z nielegalnych transakcji. Niewiele zmienił fakt, że w lutym 1991 r. Trybunał Konstytucyjny uznał „specustawę” za niekonstytucyjną, godzącą w prawo do stowarzyszania się, gdy podział majątku nabrał rozpędu.
Nowe prawo spółdzielcze, uchwalone w 1994 r., powróciło do przedwojennej definicji spółdzielni, zgodnie z którą dysponuje ona prywatnym majątkiem swoich członków, użytkowanym zbiorowo. Po rozwiązaniu ogólnokrajowych, regionalnych i branżowych związków spółdzielni dopiero po 1,5 roku pozwolono im na zrzeszanie się w tzw. związkach rewizyjnych, które jednak nie mają prawa do prowadzenia działalności gospodarczej. W rezultacie wiele spółdzielni pozostało poza tymi strukturami, niektóre zaś przekształciły się w spółki prawa handlowego. – Oznacza to prymat kapitału nad członkostwem – komentuje prof. Chyra-Rolicz – bo w spółdzielniach jeden członek ma jeden głos, w spółkach wpływ na decyzje zależy od udziałów czyli posiadanych akcji.
Z powodu braku rzetelnych statystyk, które skończyły się wraz z likwidacją własnych ośrodków badawczych, trudno powiedzieć, ile jeszcze działa spółdzielni. Według znacznie zawyżonych, zdaniem naszego gościa, statystyk, pozostało ok. 8 tys. spółdzielni. Obronną ręką z transformacji wyszły spółdzielnie mleczarskie, które bardzo szybko zorganizowały się w Krajowe Porozumienie SM i pod jego parasolem zachowały majątek. Dziś w trzech czwartych zaspokajają potrzeby rynku krajowego, a mogłyby swoją produkcję znacznie rozszerzyć, gdyby nie ograniczenia unijne.
Majątek uchroniły spółdzielnie mieszkaniowe, choć na początku transformacji rozbijano duże spółdzielnie na drobniejsze. Spółdzielczość spożywców ciągle sobie nieźle radzi (pozostało 300 spółdzielni z 390 istniejących na początku transformacji), jednak jako branża przegrywa z międzynarodowymi sieciami handlowymi, które przez lata korzystały ze zwolnień podatkowych i były lokowane w dobrych punktach. O takich przywilejach polscy spółdzielcy mogli tylko marzyć.
Na początku XXI w. pojawiły się spółdzielnie dające zatrudnienie grupom słabszym na rynku pracy. Jest ich ponad 1 tysiąc, ale trudno powiedzieć coś pewnego o ich kondycji ekonomicznej. Tyle samo może być spółdzielczych grup producentów rolnych, które zaczęły powstawać dzięki funduszom unijnym. Jest za wcześnie, by prognozować ich przyszłość, bo może się okazać, że z powodu wahań koniunktury będą musiały zwracać dotacje.
W ocenie pani profesor, spółdzielczość starzeje się i kurczy, nie widać dopływu młodych. Ma na to wpływ brak prospółdzielczej polityki państwa, zostawienie spółdzielni samym sobie w przekonaniu, że powinny być traktowane tak, jak postulował na początku lat 90. minister finansów Grzegorz Kołodko: jak utrzymają się na wolnym rynku, to przetrwają… A przecież rola spółdzielczości jest o wiele szersza niż tylko wypracowanie zysku.
W dyskusji padały pytania o przykłady wzbogacania się prywatnych osób kosztem majątku spółdzielczego, zawłaszczania go i w okresie transformacji, i dzisiaj. Profesor przyznała, że w latach 90. „branie spraw w swoje ręce” polegało często na przejmowaniu majątku spółdzielni przez jej kierownictwo i przekształcaniu w spółkę. Prasa informowała o procesach przeciw zarządom spółdzielni, np. mieszkaniowych, ale po latach rzadko przebiły się do opinii publicznej informacje o finałach tych długotrwałych postępowań.
Ekstremalnym przykładem niegospodarności i nadużyć była likwidacja RSW Prasy-Książki-Ruch, co przypomniano w dyskusji. Profesor przyznała, że doszło wtedy do grabieży majątku tej ogromnej spółdzielni wydawniczej. Interpelacje poselskie w obronie spółdzielczości, składane na początku transformacji przez posłów SLD, Socjaldemokracji RP i PSL, pozostawały bez znaczenia.
W nowej rzeczywistości zaczęły powstawać stowarzyszenia, które miały bronić praw spółdzielców przed liberalną polityką państwa i… władzami ich spółdzielni, zawłaszczającymi wspólny majątek. Jeden z dyskutantów przedstawił się jako członek takiego stowarzyszenia, a jednocześnie były dziennikarz prasy spółdzielczej. Podkreślił, że otwartość, demokratyczne zarządzanie i społeczna kontrola to ideały wypracowane przez spółdzielczość na świecie, jednak w wielu polskich spółdzielniach nierespektowane. Np. gdyby szeregowy członek spółdzielni chciał w jej biurze zapoznać się z umowami zawieranymi na remont klatki schodowej czy świadczenie usług prawnych, to powinien liczyć się nawet z agresywną odmową.
Czy podobne przykłady świadczą o słabościach idei spółdzielczości, czy „tylko” o demoralizacji pełniących w spółdzielniach kierownicze funkcje oraz bierności mas spółdzielczych? Chętnie zamieścimy rzeczowe opinie…
Hanna Świeszczakowska
zdjęcia: Krzysztof Mazur
*Losy spółdzielczości w Polsce w okresie transformacji – niewykorzystana szansa rozwoju, prelekcja prof. Zofii Chyry-Rolicz, Zespół Starszych Dziennikarzy SDRP, Dom Dziennikarza, 27 listopada 2018