SATYRYKON LEGNICA 2023 rys. Xiaoqiang Hao (Chiny)
Blog Tomasza Miłkowskiego
Przybył Bogusławski. Tak brzmi pierwsze zdanie sławnej powieści węgierskiego pisarza György Spiró „Iksowie”. Sławnej, ale w Polsce nieznanej, mimo że jej głównym bohaterem jest Wojciech Bogusławski, a fascynacja węgierskiego autora polską historią sama w sobie budzi zaciekawienie.
Książka jednak na początku lat 80., nie mogła się w Polsce ukazać po przypuszczonym na nią ataku-donosie, którego autor utrzymywał, że to książka antypolska. Chodziło o… Staszica i Kołłątaja, o których nie pisze Spiró nazbyt życzliwie (bo teatru nie lubili), a to okazało się dość, aby powieść ukatrupić na długie lata. I to lata znacznie przekraczające horyzont władztwa PRL. Jeśli dobrze policzyć, to już w Polsce po transformacji powieść czekała na tłumaczenie i druk lat dwadzieścia, a więc dwukrotnie dłużej niż w PRL i dopiero teraz trafia na półki księgarskie. Autor na spotkaniu w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego przyznał, że kiedy powieść pisał, nic nie wiedział o antysemickich „zasługach” Staszica i Kołłątaja, jak można domniemywać szczególnie bliskich sercu wspomnianego paszkwilanta.
Miejsce spotkania nie było przypadkowe, bo monografia Zbigniewa Raszewskiego o Bogusławskim zainspirowała Spiró do napisania tej książki. Podczas rozmów z prof. Raszewskim przyszły autor nie przyznawał się, że nad powieścią pracuje, ale na koniec „Iksów” właśnie Raszewskiemu poświęcił.
Dziś tej powieści Spiró, jak przyznał w rozmowie z Maciejem Nowakiem, już by nie napisał. Nie dlatego, że miał kłopoty z jej wydaniem w Polsce. Warto przypomnieć, że w tym samym czasie, kiedy „Iksowie” leżakowali na półce książek niechcianych, cieszyła się w Polsce powodzeniem jego sztuka „Szalbierz”, a jej telewizyjna realizacja z Tadeuszem Łomnickim w roli Bogusławskiego wzbudziła prawdziwy entuzjazm. Też nie dlatego, że stracił zainteresowanie tematem – po prostu zmieniła się sytuacja teatru. Kiedy w latach 70. pracował nad „Iksami”, teatr wiele znaczył i w Polsce, i na Węgrzech, podobnie jak na przełomie XVIII i XIX wieku, wiele się wtedy po nim spodziewano. Dziś to już przeszłość, zainteresowanie teatrem osłabło. Może więc i na tę powieść na polskim rynku za późno? Nie sądzę. Czyta się ją świetnie, pobudza do myślenia o mechanizmach sztuki i polityki. Dobrze się stało, że „Przybył Bogusławski”. Lepiej późno niż wcale.
Tomasz Miłkowski, 17 maja 2013