SATYRYKON LEGNICA 2023 rys. Xiaoqiang Hao (Chiny)
Niedosłuch można wyleczyć
Pogarszający się słuch, nie tylko u osób starszych, to poważny problem zdrowotny, który komplikuje codzienne życie. Na spotkaniach, konferencjach prasowych, w czasie wywiadów / może wtedy mniej, bo rozmówca znajduje się w pobliżu / dziennikarze z osłabionym słuchem z trudem wykonują swoje obowiązki. Wprawdzie pomagają im różne aparaty elektroniczne, ale przecież nie o to chodzi. [...]
Pogarszający się słuch, nie tylko u osób starszych, to poważny problem zdrowotny, który komplikuje codzienne życie. Na spotkaniach, konferencjach prasowych, w czasie wywiadów / może wtedy mniej, bo rozmówca znajduje się w pobliżu / dziennikarze z osłabionym słuchem z trudem wykonują swoje obowiązki. Wprawdzie pomagają im różne aparaty elektroniczne, ale przecież nie o to chodzi.
W sukurs tym i innym nieszczęśnikom pospieszył Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu, którego dyrektorem jest prof. dr hab. nauk med. Henryk Skarżyński. Placówka o najwyższych standardach międzynarodowych mieści się w Kajetanach pod Warszawą / kierunek: Wrocław /. Tu każdy pacjent, niezależnie od wieku, przechodzi szereg badań diagnostycznych. Jednym wystarczają aparaty słuchowe, inni muszą poddać się operacji.
O wielkim sukcesie nauki nad niedosłuchem i o dodatkowych informacjach dotyczących dzielnego zespołu specjalistów zamieściłam dwie publikacje w pierwszym numerze / styczeń 2006 r./ miesięcznika Przyroda Polska, w dodatku Natura i Zdrowie. Zachęcam do przeczytania!
Nie słyszałam śpiewu ptaków, ani mruczenia kota
Ponad 10 lat Małgosia Jeruzalska żyła w świecie pozbawionym wysokich dźwięków. Nie wiedziała, że żaby rechoczą, że „chrząszcz brzmi w trzcinie”, że słychać gwizd czajnika czy sygnał dzwonka do drzwi. Była głucha. Nie całkowicie. Zachowała resztki słuchu.
Słyszała nie bez trudu niskie tony. Często miała poczucie jakby żyła za niewidzialną zasłoną. Droga wiodąca ją do zwycięstwa w zmaganiach z niedosłuchem trwała długo. Dziś Małgosia słyszy. Niezwykłej operacji – leczenia częściowej głuchoty poprzez wszczepienie implantu ślimakowego do ucha wewnętrznego dokonał prof. dr hab. n. med. Henryk Skarżyński. Obecnie moja rozmówczyni pracuje w dziale wydawnictw w Międzynarodowym Centrum Słuchu i Mowy Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach k. Warszawy i równocześnie przygotowuje się do obrony pracy magisterskiej na Wydziale Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego.
Meandry i potyczki, czyli zwierzenia Małgosi
Początkowo jakoś dawałam sobie radę z niedosłuchem, choć nie byłam świadoma tej ułomności. Kiedy koleżanka w lesie zachwycała się śpiewem skowronka, myślałam ja, piętnastoletnia dziewczyna, że to pewnie fantazja mojej rówieśniczki. Ale sytuacja powtórzyła się w domu. Przyjaciółka posadziła mi na kolanach swego ulubieńca – kota, który ponoć donośnie mruczał. A ja czułam tylko drgnienia jego małego ciała. Zaprzątnięta innymi, codziennymi sprawami nie dostrzegałam tego dyskomfortu.
W szkole podstawowej uchodziłam za uczennicę skupioną, skoncentrowaną.
Nikt nie domyślał się dlaczego ciągle mam luki w zeszycie. Ile wysiłku kosztowało mnie zrozumienie wykładu czy pytania nauczycielki. Czasem mówiono, że się zagapiłam, powtarzano pytania, których nie rozumiałam. Kiedy zaczynała się przerwa nie słyszałam szkolnego dzwonka, wiedziałam o tym obserwując poruszającą się klasę.
Któregoś dnia przyjechała do szkoły ekipa z aparatem do badania słuchu. Stwierdzono niedosłuch. To był pierwszy medyczny sygnał, że ze mną dzieje się źle. Dostałam skierowanie na badania specjalistyczne do szpitala na ul. Kasprzaka. Przymierzane aparaty nie likwidowały moich zaburzeń. Niemoc. Pozostało mi żyć z niedosłuchem.
Jak śnieżna kula
Wydawało mi się jednak, że jestem osobą słyszącą. Nie dawałam poznać, że nęka mnie problem. Doszłam nawet do perfekcji w tym postępowaniu. Na różne sposoby usiłowałam ratować swoją sytuację, by usłyszeć osobę zwracającą się do mnie lub zrozumieć co się wokół mnie dzieje. Domyślałam się, że mój niedosłuch powiększa się jak śnieżna kula.
Coraz gorzej słyszałam. Zachowane u mnie dźwięki niskie zlewały się ze sobą, wysokie nie istniały. Mowa kogokolwiek stawała się dla mnie mniej wyraźna, wręcz bełkotliwa, a przyroda i dźwięki codziennego życia „gasły”, nie pojawiały się w mej świadomości. Rodzice prowadzali mnie od laryngologa do laryngologa. Bezskutecznie. Wybierałam różne sposoby radzenia sobie. Spostrzegawczość i umiejętność czytania z ust miałam wyrobione do perfekcji. Przyznaję, że wiele kosztował mnie każdy przeżyty dzień. Choć wielką pomocą w moim świecie półciszy stały się książki, prasa, w dalszej przyszłości internet. Ale i tu nie mogłam usłyszeć np. wokalu w jego pełni.
Aż przyszły studia
Wybrałam pedagogikę wiedząc, że w przyszłości będę mogła pracować z dziećmi i młodzieżą. Nauka na uniwersytecie jednak okazała się wielkim wyzwaniem. Poprzeczką nie do przeskoczenia. Inny sposób nauczania. Nie mogłam liczyć na pomoc innych. Tylko na siebie. Choć bliskie koleżanki podsuwały mi do skserowania swoje notatki, ja ich nie robiłam, ponieważ po mimo, że słyszałam głos prowadzących zajęcia nie mogłam uchwycić o czym mówią. Dudnienia, pogłos na wielkiej sali wykładowej potęgowały się. Czytanie z ust też nie dawało takich korzyści jak wcześniej, gdyż usta wykładowców zakrywał najczęściej mikrofon.
Kolokwia, egzaminy. Tu się zaczęły prawdziwe schody. Często nie mogłam zrozumieć pytania egzaminatora. Zastanawiano się jak to ze mną jest? Mówię wyraźnie, reaguję prawidłowo, a robię wrażenie jakbym nie słyszała. Jakbym? Mnie ta sytuacja peszyła, zaczęłam się wewnętrznie blokować. Nie umiałam jednak rozmawiać o mojej chorobie z przełożonymi.
Przełom
nastąpił na pierwszym roku przy nauce angielskiego. Poniosłam porażkę – nie rozumiałam rozmów po polsku, a co dopiero po angielsku. Zdecydowałam się na indywidualne lekcje; Korzystniejsze warunki nie pomogły na długo. Koszmar! Co robić? Przecież na trzecim roku muszę zdać egzamin z języka obcego. Wtedy postanowiłam wziąć sprawy zdrowia we własne ręce. Wybrałam się na uczelni do ośrodka dla osób niepełnosprawnych z prośbą o wsparcie. Zgłosiłam się też na badania audiologiczne, z których wynikało, że nastąpiło pogorszenie słyszenia. Choroba postępowała nieodwracalnie.
Trafiłam do otolaryngologa. Stwierdził krótko: pani jest nietypowym przypadkiem. Proszę się zgłosić do Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu na ul. Pstrowskiego w Warszawie.
Przymierzałam znów wiele aparatów. Bez skutku. Później pokierowano mnie na diagnostykę w kierunku implantu ślimakowego. Kolejne wizyty w Instytucie. Tym razem w Kajetanach pod Warszawą . Tam implanty ślimakowe stosowano tylko u osób z całkowitą głuchotą. Ja zaś miałam częściową.
Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Zaczęto mówić o nowej metodzie leczenia – leczenia częściowej głuchoty! Przyznam się liczyłam na cud. Bałam się ingerencji chirurgicznej, ale równocześnie zdałam sobie sprawę, że nie mam innego wyjścia. Wahania, wahania. Podjęłam decyzje na tak. Najważniejsze będę słyszeć. 7 lipca 2003 r. prof. Skarżyński przeprowadził u mnie operacje. Po miesiącu od zabiegu kiedy założono mi część zewnętrzną implantu, czyli procesor mowy, usłyszałam oddech drugiej osoby, zauważyłam, że wentylator pracuje, że dochodzą do mnie dźwięki telefonu komórkowego, szum wody… Jestem szczęśliwa!
Wysłuchała: Barbara Mierzejewska
Więcej informacji: Centrum Implantów i Percepcji Słuchowej. Kajetany ul. Mokra 17, 05-830 Nadarzyn, tel. /0-22/3560334, tel./fax /022/3560367
e-mail implant ( )chs.pl
Powrót do świata dźwięku
Natura obdarowała człowieka jednym z najważniejszych zmysłów – słuchem.
Tylko ten kto kiedyś słyszał, a później utracił tę możliwość, może ocenić brak tego zmysłu w codziennym życiu. Pękają kontakty słowne z innymi ludźmi, rozwój intelektualny jest utrudniony, przyroda staje się martwym obrazem bez odgłosów i śpiewu. Całkowita głuchota czy głęboki niedosłuch to przede wszystkim ograniczenie dopływu informacji z zewnątrz.
Tej poważnej chorobie rzucił przysłowiową rękawicę prof. dr hab. n. med.
Henryk Skarżyński. Przełomową datą w otolaryngologii był 12 lipiec 2002 r.
. kiedy pan profesor, po dziesięcioletnich doświadczeniach, przeprowadził pierwszą w świecie operację wszczepienia implantu ślimakowego w częściowej głuchocie u dorosłej kobiety, a pierwszy w świecie tego typu zabieg /27 września 2004 r. / dokonał ten znakomity lekarz u dziewięcioletniej dziewczynki żyjącej w podobnym dyskomforcie.
Na sukces zespołu Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach pod Warszawą przyczyniła się benedyktyńska praca nie tylko lekarzy, ale także psychologów, inżynierów, specjalistów różnych dziedzin.
Dotychczas ponad 1000 ludziom przywrócono świat dźwięku, w tym 20 chorym wszczepiono implant sluchowy. Na szczęście wysokie koszty z tym związane pokrywa obecnie Narodowy Fundusz Zdrowia.
Wyniki badań prezentowane na ok. 30 krajowych i międzynarodowych konferencjach naukowych upoważniły liczące się ośrodki medyczne europejskie i amerykańskie do uznania wspomnianego Instytutu za pioniera, a zarazem lidera realizującego wspólny projekt badawczy dotyczący resztek słuchu.